Majowa sobota już od samego rana zapowiadała się – z racji ciepła
i błękitnego nieba – wręcz radośnie. Wyglądało na to, że będzie jednym z
pierwszych ciepłych i prawdziwie wiosennych dni w tym miesiącu. Jedni z
pewnością planowali wykorzystać ją dla odpoczynku i relaksu, inni do różnych
prac, na które w tygodniu zabrakło czasu. Niestety, wieczorem okazało się, –
przynajmniej dla sporej grupy osób – że sobota 21 maja wcale nie była tak radosna
jak wczesnym rankiem się zapowiadała.
Już około 9-tej przed południem, lotem
błyskawicy, rozeszła się wieść o tragicznej śmierci kierującego ciągnikiem
rolniczym. Pojechał wraz z innymi osobami do lasu po drewno i okrutny los
zniweczył jego plany. Plany na ten dzień i wszystkie inne – miał 47 lat. Żal,
rozpacz i tragedia dla rodziny oraz wszystkich, którzy go znali. To nie koniec.
Piękna pod względem aury sobota trwała dalej, a że los nie zwykł uprzedzać o
swych zamiarach, więc nikt nie zdawał sobie sprawy co jeszcze się wydarzy.
Wczesnym popołudniem, mieszkańców Czchowa elektryzuje przejmujący dźwięk
syreny, a chwilę po tym, miejscowi strażacy wyjeżdżają do akcji. Okazuje się,
że to „tylko” konieczność pomocy Zespołowi Ratownictwa Medycznego (załodze
karetki) w przetransportowaniu chorej osoby. Tylko? Starsza, schorowana pani
złamała nogę. Niby nic strasznego, lecz mieszka ona z niepełnosprawną córką,
która będzie teraz miała spore trudności z obsługą siebie i swej
unieruchomionej matki. Dla tych dwóch osób to prawdziwa tragedia. Ale jeszcze
większa dopiero się wydarzy. Wkrótce w Uszwi zamknięta zostaje droga K-75 na
trasie Nowy Sącz – Brzesko. Wypadek komunikacyjny. Częsta i powszechna już w
obecnych czasach rzecz, lecz ten – okazuje się – jest dla sporej grupy ludzi szczególny.
Młody, 23 letni człowiek traci życie na motocyklu. Pochodził z Tymowej i znany
był szerzej także z tego, że był strażakiem ochotnikiem. Niedawno odbył kurs recertyfikacyjny
z zakresu ratownictwa medycznego. Pracował, prowadził działalność gospodarczą,
a motocykl który pozbawił go życia, chciał sprzedać – na jednym ze
specjalistycznych portali jeszcze w niedzielę widniała jego oferta. Nie zdążył
tego zrobić, a koledzy ratownicy nie byli w stanie mu pomóc. Dramat dla
rodziny, kolegów i wszystkich, którzy go znali. To jednak nie koniec sobotniego
fatum. Kolejny dźwięk syren – tym razem dwóch ambulansów medycznych – zwiastuje
kolejne nieszczęście. Tym razem to „zwykła” śmierć 61- letniego mężczyzny. Nie doszedł do
domu, przeznaczenie przerwało jego życie dosłownie kilka metrów od niego. Jakieś
dwie godziny przed zgonem tego człowieka zaistniał jednak pewien fakt, którego
symboliki nikt wtedy nie umiał dostrzec,
a tym bardziej zrozumieć. Otóż – wraz ze znajomym – widziałem wówczas tego
człowieka. Pełen jeszcze życia, przechodził obok miejscowego cmentarza, przy
którego bramie robotnicy montowali nową tablicę na klepsydry. Zamienił z nimi
kilka słów, nie przeczuwając zapewne, że pierwsze obwieszczenie jakie w niej
zawiśnie, będzie dotyczyło jego osoby. Nikt nie mógł tego przewidzieć. Opisane
wyżej nieszczęścia zdarzyły się jednego dnia i na niewielkim w sumie obszarze,
a ile jest podobnych np. w skali Kraju? Czy stają się powodem refleksji nad
kruchością życia i nieprzewidywalnością człowieczego losu? W kręgu rodziny i
znajomych pewno tak, lecz przy tempie funkcjonowania współczesnego świata mało
kto, na serio, bierze pod uwagę taki scenariusz własnego życia. A może
warto częściej uzmysławiać sobie, że jest on możliwy w przypadku każdego z nas i żyć tak,
aby w każdej chwili być gotowym na odejście. Na zawsze.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz