Podczas ostatniego mojego wyjazdu do Warszawy postanowiłem
poświęcić trochę czasu na odwiedzenie kilku miejsc, z którymi łączą mnie
wspomnienia jeszcze z czasów służby wojskowej, którą przez dwa lata
pełniłem (były takie czasy gdy była ona obowiązkowa) właśnie w Warszawie.
Jako,
że do stolicy miałem jechać pociągiem, postanowiłem oczywiście sprawdzić zalety
i wady sławnego już u nas Pendolino.
No
cóż, rewelacji wg mnie nie ma. Jest co prawda wygodny ale jakby trochę ciasny.
Jedzie w miarę cicho lecz wcale nie szybko, podróż z Krakowa do Warszawy
Centralnej trwa 2,5 godz. Reszta jak w innych ekspresach, poza jedną, wcale nie
drobną niedogodnością - nie ma w nim (przynajmniej w 2 klasie) wi-fi. Wszelkie więc laptopy bez dodatkowych
urządzeń łączących je z siecią, są najzwyczajniej w podróży nieprzydatne. Już
na miejscu, zacząłem od wyjazdu na widokowy taras Pałacu Kultury i Nauki.
Jakoś
do tej pory nie udało mi się tam być, a widoki stamtąd na miasto są naprawdę
rewelacyjne.
Gdy na chwile skorzystałem z jednego z, będących tam do
dyspozycji zwiedzających, leżaków
nawet przez myśl mi nie przeszło, że na dole, ktoś zmęczony
także odpoczywa. Tylko, że on najwyraźniej nie miał chyba nawet siły na
wyjechanie do góry, nie mówiąc o tym, że nawet gdyby miał 20 zł (tyle kosztuje
wyjazd), to z pewnością inaczej by je „zagospodarował”.
Później
był przejazd metrem – jakże mógłbym sobie tego odmówić,
Krakowskie
przedmieście z Pałacem Prezydenckim – podczas służby wojskowej pełniłem tam
warty, no i Stare Miasto,
a po drodze do Łazienek ulica Wiejska i Sejm.
Opustoszały
i cichy. Pewno nasi wybrańcy mieli wolną sobotę albo rozpoczęli już wakacje. Wreszcie
Powiśle i Czerniaków. To tam rozlokowana była moja jednostka. Była, bo już jej
nie ma. Jak wiele innych, została po transformacji ustrojowej rozformowana,
lecz budynki (i wspomnienia) pozostały.
Jako,
że po drodze była restauracja u "Sowy i Przyjaciół”, postanowiłem jej nie
ominąć. A nuż by mnie (oczywiście przy jakiejś skromnej kawie) potajemnie
nagrali? A planowałem ostro i krytycznie wyrażać się o stanie naszego Państwa!
Zyskałbym niewątpliwie sławę, a może i zrobił tym karierę polityczną. Niestety, prawie
pewną sławę i karierę szybko diabli wzięli gdy na drzwiach lokalu zobaczyłem
solidną kłódkę.
No cóż, rozgłos przynosi czasem odwrotne od zamierzonych
skutki, nawet dla lokalu gastronomicznego. Wreszcie jestem u celu – ulica Podchorążych,
przy której „mieszkałem” całe dwa lata. Sąsiednia, MON-owska jednostka nadal
istnieje, w mojej ma obecnie siedzibę m.in. Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej
i Biuro Ochrony Rządu.
Wchodzimy do Parku Łazienkowskiego, aby od drugiej strony
zobaczyć budynki koszar. Dziwne, jak szybko i realistycznie mózg odtwarza
obrazy ówczesnych sytuacji, zapachów z wnętrz budynków, a nawet smaku
żołnierskiej kuchni.
No cóż, było – minęło. Dalej jeszcze Pałac na Wodzie,
Belweder, gdzie też pełniłem warty,
oraz zabytkowe auto Józefa Piłsudskiego.
Jako, że czas szybko leci, pora obrać kierunek na Dworzec
Centralny. Jeszcze skromny posiłek przed podróżą, a ceny – jak przystało na stolicę
– prawdziwie „światowe” i to z tej bogatszej części świata rzecz jasna. Wreszcie
Centralny.
Trochę czystszy niż jeszcze ze trzy lata temu, lecz widać
jak się „zestarzał”, i że wymaga gruntownego remontu. Gdy korzystałem z niego
będąc wojskowym, był nowiutkim, naprawdę robiącym wrażenie obiektem, a teraz
nawet krakowski dworzec o niebo lepiej się prezentuje. No cóż, czas robi swoje.
Zajmując miejsca w pociągu – ponownie w Pendolino – myślę o mijającym dniu, o
przeszłych czasach, wreszcie o dziwnych kolejach ludzkich losów. W Czchowie
jednak najlepiej, dochodzę do wniosku gdy ciemnym ponurym tunelem wyjeżdżamy na
otwarty teren. I jeszcze do jednego: minionych chwil nigdy nie da się już
odnaleźć – można je jedynie lepiej lub gorzej powspominać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz