Czy to dobrze czy źle? I tak, i tak. Pewno w tym miejscu
niejedna osoba pomyśli sobie o mnie obraźliwie (taką mamy w Polsce polityczną
kulturę), ale wystarczy spokojnie i bez emocji pogłówkować, aby uwolnić się od niczym
nieuzasadnionego hurraoptymizmu. Dobrze, bo nareszcie obywatelom
Rzeczpospolitej udało się wzruszyć skostniałe, ogarnięte marazmem „elity”
władzy.
Bronisław Komorowski przegrał bo na Jego kandydaturę rzutowało kilka
lat, coraz bardziej nieudolnych i oderwanych od rzeczywistych potrzeb
społeczeństwa rządów PO. Pod tym względem, prezydenckie wybory okazały się niespodziewanym
i sporym ogniskiem rozpalonym pod
czterema literami będących u władzy polityków. Teraz niejeden z nich gorączkowo
pewno rozmyśla jak go (ten ogień) ugasić, a to może nam wszystkim przynieść
tylko korzyść. Chociaż czasu na myślenie i działanie mają niewiele, bo tylko do
jesieni. Dobrze wreszcie, że Prezydentem RP został człowiek młody, z – miejmy nadzieję
– nowym spojrzeniem na rzeczywistość. Trzeba dać mu szansę, jeśli rzeczywiście ma
dobrą wizję, na działanie i realizację tego co w swej kampanii głosił. Źle
natomiast, że większość wyborców, przyjmując (z obu stron) wyborczą „papkę” bez
najmniejszej refleksji, zawierzyła w niemożliwe do spełnienia niektóre obietnice.
Gospodarka każdego kraju to system naczyń połączonych i gdy w jednym miejscu
coś się „podniesie” (czytaj: poprawi), to w drugim nieuchronnie musi „opaść” czyli
pogorszyć. Nie chcę źle prorokować, ale już wkrótce rozczarowanie co do sposobu
rozwiązywania wielu naszych problemów może być spore. Przyjmując jednak, że
prezydentowi elektowi uda się zmienić sposób myślenia i działania polityków,
nie można zapomnieć o zapleczu politycznym, z którego się wywodzi. Normalnym teraz
będzie dobranie sobie przez Niego współpracowników z Prawa i Sprawiedliwości. W
sytuacji gdy (przynajmniej do jesieni) rządy sprawować będzie Platforma
Obywatelska, istnieje realna obawa o wybuch nowej „wojny na górze”, a to
niczego dobrego Polsce przynieść nie może. Czy zaczną się swary, „polowanie na
czarownice” i odgrywanie się PiS-u za lata bycia w opozycji, zobaczymy. Boję
się jednak, że zantagonizowani równie mocno jak społeczeństwo politycy, nie
potrafią przedłożyć dobra Kraju nad własne ambicje i interesy. O skali
towarzyszącym wyborom emocjom może świadczyć autentyczne zdarzenie z wczorajszego wyborczego
wieczoru. Otóż przed północą, wielu głęboko śpiących już ludzi, obudziły bardzo
głośne wybuchy. Zanim niektórzy domyślili się, iż to jakiś fan Pana Dudy czci w
ten sposób Jego zwycięstwo, wielu złapało się za serce chcąc w ten sposób
uspokoić jego kołatanie, a inni, przez podniesione przestrachem ciśnienie nie
spali już do rana. Niektórzy z entuzjastów nowej głowy Państwa, już rankiem następnego dnia,
zaczepiali domniemanych zwolenników Bronisława Komorowskiego, tryumfalnie wręcz
domagając się gratulacji, tłumaczeń i Bóg wie jakich jeszcze kajań. Jeśli ktoś
sądzi, że politycy inaczej podchodzą do wyniku ostatnich prezydenckich wyborów,
to jest po prostu w błędzie. Na koniec muszę jeszcze opowiedzieć o pewnej,
mojej osobistej, związanej z ostatnimi wyborami, sprawie. Otóż przyjmując, że
zwycięży Pan Duda, założyłem się z córką ni mniej, ni więcej jak o… samochód. Mój
i Jej. Gdy już jako Prezydent, Pan Duda obniży wiek emerytalny do (wcześniej
obowiązujących) 65 lat, lub gdy poda się do dymisji - jak publicznie obiecał -
gdy mu się to nie uda, córka stanie się właścicielką mojego. W przeciwnym
przypadku ja zabieram Jej. Mam wprawdzie w razie czego jeszcze rower, coś mi
się jednak wydaje, iż za jakiś czas dam ogłoszenie o sprzedaży dobrze
utrzymanego i nie całkiem jeszcze starego auta. Na co mi dwa.
No i przegrał bym dwie butelki wódki :-)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że za niedlugo ktoś bedzie potrzebować samochodu i tu nie chodzi o córkę...
Pożyjemy, zobaczymy. W polityce nie takie numery już wykręcano! :-)
OdpowiedzUsuń