O tym, że żyjemy w czasach wszechobecnej biurokracji, wszyscy
już chyba zdają sobie sprawę. O tym, że jej nieodłącznym elementem są kontrole,
też już raczej wiemy. Mimo wszystko chciałbym co nie co o tychże kontrolach
głośno powiedzieć. Najkrócej i najbardziej dosadnie będzie brzmiało to tak:
biurokracja to rak toczący gospodarczą tkankę każdego kraju, a kontrole to jego
macki, sięgające wciąż dalej i głębiej.
Dla jasności: nic nie mam do ludzi przeprowadzających
audyt (to nowoczesna nazwa kontroli). Robią to bo muszą, bo takie mają
wytyczne, bo takie są przepisy. Sęk w tym, że prawo w tej materii jest bzdurne,
niespójne, czasem wręcz nielogiczne, często więc i jego interpretacja jest taka
sama. Zanim podam przykłady, powiem
tylko, że w firmie, w której pracuję, w ciągu trzech miesięcy, różne instytucje
przeprowadziły cztery kontrole. Ktoś niezorientowany może powiedzieć: no i cóż
w tym wielkiego. A jednak. Taka kontrola trwa cały dzień, bywa też, że dwa i
praktycznie paraliżuje w trakcie jej trwania działalność zakładu. Jeśli
kontrolujący przyjeżdżają raz na miesiąc lub częściej, to kontrolowana firma najzwyczajniej
ponosi straty. Przejdźmy jednak do konkretów. Każda z instytucji kontrolnych ma
swój plan kontroli, który skrupulatnie realizuje. Oprócz tego są też tzw. kontrole
doraźne, przeprowadzane wskutek różnych skarg, interwencji itp. Otóż w maju, w mojej firmie, przeprowadzona
została poważna kontrola jednego z działów. Kontrolujący jednoznacznie dał do
zrozumienia, iż jej przyczyną była skarga. Wynik – oprócz niewielkich uwag –
pozytywny, donos się nie potwierdził. W czerwcu, a więc za miesiąc, ta sama
instytucja przyjeżdża kontrolować ten sam dział naszej firmy. Pięciu
kontrolujących przeprowadza audyt przez dwa dni! Tym razem pokazują
sformułowane na piśmie konkretne zarzuty, które bardzo skrupulatnie sprawdzają.
Drugi już raz wynik kontroli jest pozytywny – zarzuty się nie potwierdziły. Na
skierowaną do kontrolujących prośbę o wyjaśnienie sensu ponownego sprawdzania
czegoś co już raz okazało się czyimś wymysłem – wzruszenie ramion. Na pytanie
czy osoby podpisane pod skargą poniosą jakieś konsekwencje za niepotrzebne
zaangażowanie w wyimaginowaną sprawę wielu osób, narażenie przynajmniej dwóch
instytucji (kontrolującej i kontrolowanej) na koszty i rzucanie bezpodstawnych
oskarżeń, pada odpowiedź: żadne. Ręce opadają! Przykład następny. Kolejna kontrola
ale inna instytucja kontrolna. Pani życzy sobie dokumentacji zawierającej
składy chemiczne olejów silnikowych, paliw i smarów. Nic to, że zakład nie jest
petrochemią, a jego pracownicy wykonują zawody dalekie od związanych z chemią.
Produkty te, sklasyfikowane są wprawdzie jako nieszkodliwe – tłumaczy
kontrolująca – lecz zawierają pojedyncze składniki, które mogą np. powodować
alergie i pracownicy mający z nimi styczność muszą o tym wiedzieć. Na nieśmiałą
uwagę, że przecież od małego każdy przecież już wie, iż towotem chleba raczej
się nie smaruje, a olej silnikowy nie służy do wcierania w ciało, groźne
spojrzenie i lawina cytatów z ustaw, rozporządzeń i innych przepisów
nakazujących posiadanie takich papierów. Zwykle w takich przypadkach osoba, w
której obecności przeprowadza się kontrolę, spuszcza nos na kwintę, pokornie
potakuje i solennie obiecuje poprawę w przypadku najmniejszych nawet uchybień.
Bo trzeba tu jeszcze wyjaśnić, że każda z instytucji kontrolnych posiada
uprawnienia do nakładania mandatów, kierowania przeciwko winnym wniosków do
sądu, nakładania na firmy kar pieniężnych. Chyba nie trzeba już dodawać, iż z
uprawnień tych chętnie i często korzysta! Podejrzewam nawet, że wśród
kontrolujących prowadzona jest nawet swego rodzaju rywalizacja w ilości
nałożonych kar, ale to jest już – zaznaczam - moja osobista opinia. Nie będę
wymieniał innych kontroli – szkoda na to czasu i miejsca. Kto jednak ciekawy i
odporny psychicznie niech poszuka w Internecie danych o ilości instytucji
uprawnionych u nas do czynności kontrolnych. Proszę przy tym pamiętać, że w
wyszukiwarce znajdziecie tylko ogólnopolskie instytucje, do nich trzeba
doliczyć lokalne, branżowe i sam Bóg wie jeszcze jakie. W taki oto sposób
Państwo jest przyjazne przedsiębiorczości! Chyba zgodzicie się ze mną gdy
powiem, że jest „przyjazne inaczej” bo… „taki mamy już klimat” – specyficzny,
wyjątkowy polski klimat. A podobno rządzący ciągle walczą z bezrobociem lub o
wzrost PKB – „bardzo skutecznymi” metodami jak widać!
Walczy z bezrobociem zatrudniając coraz więcej kontrolujacych... ;)
OdpowiedzUsuńChyba coś w tym jest. :)
OdpowiedzUsuń