Współczesny świat tak pędzi, że ludziom zaczyna chyba
brakować już czasu na normalne poznawanie się i łączenie w pary. Do takiego
wniosku doszedłem po przypadkowym obejrzeniu na stacji Discowery Life programu
„Włoska randka w łóżku”. W skrócie polega to na tym, że dwoje w różnym wieku
ludzi – którzy nigdy wcześniej się nie widzieli - spotyka się w studiu,
nawzajem rozbiera (tylko do bielizny!), kładzie się do łóżka i usiłuje
poznać, wykonując polecenia, płynące z umieszczonego przed nimi ekranu.
Nie
ukrywam, że program zaciekawił mnie i to z kilku powodów. Zainteresowało mnie,
między innymi to, jak telewizja radzi sobie z tym co dawniej było domeną
swatek i swatów – bo celem programu jest umożliwienie dwojgu ludziom różnej
płci poznanie się w stopniu zachęcającym do kontynuowania znajomości. W
przeciągu pół godziny! A także to, jak „randkowicze” poradzą sobie z
przełamywaniem naturalnego przecież skrępowania przy wzajemnym zdejmowaniu ze
siebie odzienia. Spotykają się przecież pierwszy raz, a telewizyjne studio to
przecież nie gabinet lekarski. W dodatku świadomość tego, że będą ich oglądali
rzesze telewidzów, naprawdę może paraliżować. Okazało się jednak, iż większych
kłopotów z wzajemnym zdejmowaniem ubrań, uczestnicy programu raczej nie mieli,
chociaż prawie każdy/każda deklarowali, że się trochę krępują, wstydzą lub po
prostu stresują sytuacją w jakiej się znaleźli. Jak wspomniałem, byli to ludzie
w różnym wieku. Młodzi, o idealnych wręcz figurach, ale też i trochę starsze
pary, nierzadko z krągłościami czy widocznymi tu i ówdzie fałdkami. Pomyślałem,
że to i dobrze. Przynajmniej jeden program przedstawia ludzi takimi jakimi oni
są, a nie sztucznie wymodelowane człekopodobne twory. Bardzo ciekawa wydała mi
się psychologiczna strona audycji. Bardzo czytelnie bowiem przedstawiała ona
wewnętrzne rozterki ludzi, którzy spotkali się po raz pierwszy w życiu, a
których formuła programu niejako przymusiła do bliskości – uczestnicy musieli
się przytulać, wzajemnie dotykać, masować lub wręcz pocałować. I tu dopadły
mnie pierwsze wątpliwości. Doskonale rozumiem ludzką potrzebę znalezienia sobie
drugiej połówki, ale czy w taki akurat sposób i na oczach całego świata?
Rozumiem, iż wszystko się zmienia, w tym kanony moralne, mentalne czy wręcz
światopoglądowe. Ale obnażanie przed kamerami swego psychicznego wnętrza (fizyczna
zewnętrzność była całkiem niezła i do przyjęcia) to już taki trochę – jak dla
mnie – osobowościowy ekshibicjonizm. Niezbyt apetyczny do przełknięcia. No cóż,
kształtowały mnie trochę inne czasy i pewno staroświecko patrzę na obecne. Ale
czy w przeciągu pół godziny można poznać drugiego człowieka na tyle aby
wspólnie planować jakąkolwiek przyszłość? Bardzo wątpię. Nie wydaje mi się
dobrym pomysłem, takie akurat szukanie swej drugiej połówki. Chyba, że to tylko
taki pic, a głównym celem uczestników „randki” jest medialne zaistnienie, a
stacji telewizyjnych pozyskanie jeszcze liczniejszej widowni. To bardzo
prawdopodobne, bo gdy zacząłem szukać w sieci czegoś więcej na temat tego
programu, to okazało się, że jest jeszcze kilka podobnych. Np. „Rozbierana
randka”, „Goła randka” czy polska edycja „Undressed: randka w łóżku”. No cóż,
sami obdzieramy się z intymności, a potem dziwimy, że wszyscy o wszystkich
wszystko wiedzą, a jednak ludzie są jacyś tacy samotni.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz