Wcale w tym momencie nie mam na myśli całego świata, bo o
jego dziwadłach musiałbym pewnie pisać baaardzo długo. Wspomnieć chcę o dziwacznych
sprawach w naszej okolicy, a konkretnie o jednej, acz trwającej już jakiś czas.
Otóż ostatniej niedzieli, służby ratownicze i porządkowe czyli straż pożarna,
pogotowie ratunkowe i policja, kolejny już raz interweniowały u pewnego,
delikatnie mówiąc, nie wylewającego za kołnierz delikwenta, który zamieszkuje budynek
mieszkalny w jednej z miejscowości naszej gminy - wcześniej z nieżyjącym już bratem,
a obecnie sam. W budynku tym kilkanaście już razy wybuchały pożary.
Nawiasem
mówiąc, któryś z tych pożarów był prawdopodobną przyczyną śmierci jednego z trunkowych
braci. Dziwne to pożary, bo jakieś takie małe, wewnętrzne, nigdy nie niszczące
całego mieszkalnego budynku, choć sprawiające, że zaczął on (ten budynek)
przypominać zwykłą ruderę. Ptaszki ćwierkają, że ogień – celowo bądź nie – rozniecają
mieszkańcy zabudowania, a teraz oczywiście już jeden. W jakim celu, tego nikt
nie wie, a powinni – moim zdaniem – przynajmniej usiłować dowiedzieć się
lekarze psychiatrzy. Nic z tego. Strażacy gaszą to co płonie, policjanci
spisują kolejne protokoły, a karetka pogotowia ratunkowego najczęściej zabiera
gościa, który następnego dnia jest już z powrotem na starych śmieciach. Takie
akcje oczywiście kosztują, chociaż w Polsce nikt jeszcze nie obciąża finansowo
sprawców tego typu zdarzeń. A szkoda. Nie sposób nie zauważyć, że takie nawet
małe pożary, są niebezpieczne dla ludzi, tym bardziej ludzi będących
praktycznie stale na rauszu. Skoro ci ludzie sami dla siebie stwarzają
niebezpieczeństwo, a przepisy mówią, że należy ich chronić – także przed sobą –
to czemu się tego nie robi? Moim zdaniem policja lub służby socjalne powinny
wystąpić do Sądu o gruntowne przebadanie takiego niezrównoważonego osobnika,
odpowiedni ośrodek psychiatryczny (oczywiście z sądowego nakazu) stwierdzić czy
jest on zdrowy czy nie i wtedy go leczyć albo obciążyć wszelkimi kosztami za
akcje ratownicze. Proste? Niestety, jak widać nie w naszym kraju, chociaż
podstawa prawna ku temu istnieje. Ciekaw jestem kiedy służby ratownicze pojadą
w to miejsce następny raz, bo że tam pojadą to więcej niż pewne! A teraz z
trochę „innej beczki”. Wprawdzie obiecałem sobie nie zawracać głowy polityką, a
tym bardziej jej komentować, lecz to co wydarzyło się ostatnio na lotnisku w
Londynie, przy udziale naszych polityków rzecz jasna, pozwala zacząć
przypuszczać, że lekarze psychiatrzy powinni zająć także i tą grupą. Przypomnę
tylko, że do samolotu mającego przywieźć naszą delegację rządową ( z Panią
Premier na czele)do kraju, napchało się tylu pasażerów, że niektórzy musieliby
lecieć na stojąco i dopiero stanowcza reakcja kapitana samolotu sprawiła, iż
część z nich (mocno się dąsając) opuściła zatłoczony i przeciążony statek
powietrzny. Chore! Ciągle jeszcze wałkuje się smoleński wypadek lotniczy,
ekshumuje szczątki tych, którzy wtedy zginęli i zawzięcie dyskutuje o
przyczynach tej katastrofy, a tu taki numer! Nie wspomnę już o zlekceważeniu
jakże logicznego zakazu podróżowania jednym samolotem czołowych osobistości
Państwa oraz braku jakiejkolwiek kontroli nad tym kto (w Londynie) wchodził na
pokład. Czy my jako naród nigdy już nie nauczymy się wyciągać wniosków z
przeszłych zdarzeń? Czy ciągle będziemy lekceważyć procedury bezpieczeństwa i
bazować na powiedzeniu „jakoś to będzie”? Śmiem twierdzić, że tak. Sumując:
dwa, wydawałoby się odległe tematycznie od siebie przypadki, a tak doskonale
obrazujące nasze Polaków podejście do życia. Byle teraz, byle dziś. A gdy
przypadkiem zdarzy się tragedia, zaczynamy szukać winnych – oczywiście nie
wśród siebie. I chyba już tak
pozostanie, że: „…Polak przed szkodą i po
szkodzie głupi”!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz