Tak, mam na myśli wczorajszą 35-tą rocznicę wprowadzenia
stanu wojennego. Pierwotnie miałem napisać o związanych z tym wydarzeniem
własnych doświadczeniach, jednak postanowiłem zaczekać i poobserwować jak też
będzie obchodzona ta, było nie było, bardzo ważna dla nas Polaków data. I Bogu
dzięki, że nie wziąłem się za pisanie wczoraj, bo dzisiaj mam już jasną ocenę
naszego traktowania takich rocznic. Niestety, ta ocena to mniej niż mierna.
Okazuje się, że zależnie od politycznego zapotrzebowania, różne grupy społeczne
(polityczne także) różnie interpretują tamte wydarzenia i w różny, często wrogi
do siebie, sposób czczą bohaterów i „bohaterów” stanu wojennego. A przecież był
to czas autentycznej międzyludzkiej solidarności, która – niestety – przez te
35 lat bardzo się rozmyła, rozpłynęła nie wiadomo gdzie, zanikła. Wtedy wszyscy
– jedni oczywiście mniej, inni więcej – dostaliśmy po czterech literach,
wszyscy (mam na myśli przeciętnych Kowalskich) jechaliśmy na jednym wózku i
może dlatego więcej było wśród ludzi empatii, bliskości i życzliwości. A
dzisiaj? Szkoda nawet gadać. I tylko żal, że wtedy potrafiliśmy być (w
większości) naprawdę braćmi, a dzisiaj tak bardzo jesteśmy podzieleni. Żal, że
przy takich okazjach, nie potrafimy zjednoczyć się i godnie uczcić choćby tylko
tych, którzy w imię słusznej sprawy stracili zdrowie i życie. Licytujemy się
teraz kto ma większe zasługi w obalaniu byłego ustroju, kto jest ważniejszy,
kto miał gorzej, a kto siedział za przysłowiowym piecem. Po co? Czyż nie
najważniejszym jest, że po latach zniewolenia oraz ideologicznego i fizycznego
ucisku, odzyskaliśmy wolność – sumienia, słowa, a także tą polityczną i gospodarczą?
Niszczymy to, co wtedy było najcenniejsze – międzyludzką solidarność. Naprawdę
do niczego dobrego to nie doprowadzi.
A osobiste wspomnienia z wydarzeń stanu
wojennego, z różnych względów, zachowam tylko dla siebie – tak na wszelki
wypadek.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz