Tak zwana niska emisja spalin czyli to co wydobywa się z
naszych kominów, stała się ostatnio bardzo chwytliwym tematem i roztrząsana
jest we wszystkich możliwych i niemożliwych miejscach, mediach, publikatorach
(używano kiedyś takiego wyrażenia), a najwięcej chyba w prywatnych rozmowach.
Nic dziwnego, wystarczy wyjść na zewnątrz – zwłaszcza w chłodny wieczór – aby naocznie
(i przez nos) przekonać się jak bardzo powietrze wymieszane jest z kominowymi
spalinami.
Właściwie to aż dziw bierze, że jeszcze się wszyscy nie udusiliśmy,
nie zatruli, że żyjemy. I wcale to zjawisko nie dotyczy tylko dużych miast.
Jest powszechne. To, że znajdują się jeszcze tacy, którzy do pieca ładują
wszystko co tylko da się spalić, jest sprawą oczywistą i powinno się ich
wyłapywać, a następnie karać dosłownie jak morderców. Śmiem jednak twierdzić,
że osobników o tego typu mentalności jest coraz mniej. Świadomość społeczna
jednak znacząco nam wzrosła. Czarny, gęsty, duszący dym to najczęściej efekt
spalania węgla. Wiem, bo sam palę węglem i mam porównanie jak dymiło mi się z
komina dawniej, a jak obecnie. I niech nikt mi nie wmawia, że kupuję najgorsze
jego gatunki. Kupuję taki jaki jest na składzie, a że jest podłej jakości to
jaki ja mam na to wpływ? Wiele ostatnio mówi się, a i robi, o akcji dopłacania
do wymiany pieców i całych systemów grzewczych, zachęca wręcz do składania
wniosków o takie dopłaty bo podobno są na to pieniądze. Wszystko pięknie, lecz
zapytam się w tym miejscu, kto – po tej jednorazowej dotacji – dopłaci setkom
(jeśli nie tysiącom) ludzi do rachunków za gaz, prąd lub ekologiczny groszek.
Ludzie, zwłaszcza starsi i chorzy, no i ci z malutkimi dziećmi, potrzebują więcej ciepła niż np. ci w kwiecie wieku, a ciepło ekologiczne kosztuje. Skąd
więc na nie brać? O tym już się nie mówi. W tym miejscu pora powiedzieć kilka
słów o tym drugim „truciu”. Rząd i jego ekologiczno energetyczna polityka, to
jest takie właśnie „trucie” społeczeństwu o walce z zanieczyszczonym powietrzem.
Niby mówi się o tym, uchwala przepisy, nakazuje – czytałem niedawno, że będzie
się karać samorządy za mało skuteczne prowadzenie walki z niską emisją – a w
rzeczywistości robi się coś zupełnie przeciwnego. No bo jak wytłumaczyć fakt
obciążenia branży energetycznej kosztami utrzymania nierentownych kopalń?
Przekonamy się o tym na własnej skórze zaraz po nowym roku, od kiedy to
zapowiadane są podwyżki (między innymi) cen prądu. Przecież gdyby prąd i gaz
były relatywnie tanie, nikt nie brudziłby sobie rąk dokładaniem do pieca, a z
kominów zamiast gazowej smoły leciałaby co najwyżej para wodna. Węgiel, skoro
go już mamy wydobywajmy, lecz nie do celów grzewczych, a przetwórczych. Przecież np. cała
branża chemiczna z węgla korzysta. No cóż, górnicy mają prężne związki
zawodowe, w razie potrzeby kilofy i odwagę walczyć o swoje. Reszta nadal będzie
wdychać truciznę. Tylko po co to „trucie” rządzących o walce z
zanieczyszczeniami snującymi się z kominów, skoro w rzeczywistości nic tak
naprawdę nie robi się w kierunku systemowego rozwiązania tego problemu. Wręcz
przeciwnie, tyle że tak jakoś po cichu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz