Parafrazując skecz Laskowika i Smolenia i nie rozwijając do
końca tak jak i w nim tytułowego pytania, od razu odpowiadam: chyba nie warto. Już
wyjaśniam o co mi chodzi. Przeciętny człowiek stara się być w życiu w miarę
uczciwym, pracowitym i zaradnym, a przy tym przyjaznym dla innych. Jest takim
oczywiście głównie dla siebie, bo daje mu to satysfakcję i zadowolenie. Także dla
dzieci i bliskich, bo liczy na ich wsparcie na starość, a część osób wyznaje po
prostu takie zasady. I co najczęściej okazuje się po latach?
Dzieci dorosły i
mają ważniejsze sprawy niż dziwne zachcianki swoich staruszków na bycie od
czasu do czasu razem. Byłeś w pracy solidny – dokładali ci obowiązków, za co
zamiast konkretnego wynagrodzenia poklepali cię tylko po plecach, rzucając przy
okazji kilka nic nie znaczących komplementów. Emerytura/renta mniej lub
bardziej skromniutka, a ci, którzy jeszcze niedawno uśmiechali się do ciebie,
zagadywali o różne sprawy, pytali o radę, nagle zamilkli, zniknęli i dociera do
ciebie, że nie jesteś im już do niczego potrzebny. Zaczynasz sobie przypominać,
że wcześniej, gdy oczywiście w dobrej wierze, zwracałeś uwagę na jakieś
nieprawidłowości czy proponowałeś korzystniejsze rozwiązania, też nie całkiem dobrze
było to przyjmowane. Miałeś tylko pracować. Dobrze, solidnie pracować. I tak
było właściwie przez całe twoje życie. To oczywiście schemat, ale czy coś się w
nim nie zgadza? Czyż faktycznie w życiu tak nie jest? Nadchodzi w końcu starość
i teraz wszystko zaczyna zależeć od psychiki i życiowego nastawienia takiego
nagle zepchniętego na boczny tor człowieka. Jedni jakoś sobie radzą, co wcale
nie oznacza, że nagle stają się szczęśliwi z powodu wolnego czasu czy braku,
jeszcze niedawno uciążliwych, obowiązków. Po prostu z rezygnacją przyjmują to
co niesie im życie. Inni starają się być jeszcze w jakiś sposób aktywni, co
często kwitowane jest (oczywiście poza ich plecami) pogardliwym: a dałby już
sobie siana. Jeszcze inni, przerażeni perspektywą samotnej, obarczonej chorobą,
cierpieniem czy kalectwem starości, sami przecinają nić swojego bytu. Mieliśmy
przecież niedawno taki przypadek. Ktoś powie, że taka jest już kolej rzeczy, tak
właśnie nasz świat jest urządzony. Po części pewno tak. Lecz – tak mi się
przynajmniej wydaje – przy odrobinie dobrych chęci i tylko okruszynach empatii,
wcale nie musi do końca tak być, a seniorzy z pożytkiem dla siebie i innych dalej
mogą być wykorzystywani. Pamiętajcie o tym młodzi ludzie (od razu zaznaczam, że
staro jeszcze się nie czuję więc nie jest to z mojej strony żadne mentorstwo),
was też kiedyś skierują na „bocznicę” i to samo będziecie przeżywać. Tytułowe pytanie czy warto w życiu się starać nadal więc pozostaje otwarte i... dyskusyjne. Przynajmniej dla mnie. Pora już
chyba wyjaśnić co sprowokowało mnie do takich, gorzkich w sumie, refleksji.
Otóż w ostatnim numerze Czasu Czchowa, podano bardzo lakoniczny komunikat o zmianach
personalnych na stanowisku Skarbnika gminy. Nawiasem mówiąc błędnie podano, że
Pani Maria przepracowała na tym stanowisku 49 lat. To lata całej Jej pracy
zawodowej - w Czchowie pracowała trochę krócej. Ale wystarczająco długo aby –
tak mi się wydaje – szerzej o tym napisać. Dla niejednego, a zwłaszcza młodego
czytelnika, ciekawym byłoby się dowiedzieć jak przez tak długi okres
finansowano np. samorządy, prowadzone przez nie inwestycje czy tym podobne
sprawy. Przecież to był historyczny okres. Najpierw tzw. „komuny”, później
przełomu i gospodarczej transformacji, aż do kapitalistycznego zarządzania. Po
dobrym przygotowaniu tematu, naprawdę byłoby to ciekawe, a odchodząca ze
stanowiska Pani Maria zostałaby w pewien sposób doceniona. Tak mi się przynajmniej
wydaje.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz