Końca zachodnioeuropejskiej cywilizacji rzecz jasna. Po wielu
wcześniejszych oznakach i ostatnim krwawym zamachu na redakcję francuskiego
czasopisma satyrycznego, pora chyba zacząć już zadawać takie pytanie. Uzasadnia
je też historia, która – jak się wydaje – znów zatoczyła koło i serwuje nam
powtórkę z upadku wielu innych, wcześniejszych kultur. Takich choćby jak
ateńskiej, egipskiej czy rzymskiej, nie wspominając już o
południowoamerykańskich.
Niechybnie, chociaż może jeszcze nie jutro, na gruzach
i zgliszczach europejskiej kultury wyrośnie jakaś nowa, może islamska, możliwe,
że odrodzona chrześcijańska, a może jakaś bezwyznaniowo barbarzyńska? Wszystko
na to wskazuje. Dlaczego? Ano dlatego, że najkrócej rzecz ujmując, bogactwo i
dobrobyt rozleniwia. Do tego stopnia, że zabija nawet instynkt samozachowawczy.
Niemożliwe? Ależ tak! Rzymianie np., dokąd walczyli powiększając obszar swoich
wpływów i zdobywając przy tym obfite łupy, byli silni i budzili strach, a ich
państwo kwitło. Gdy będąc już bogatymi, zaczęli politykować, bawić się w
demokrację i wyręczać – nawet w armii - najemnikami, stopniowo tracili na
znaczeniu, słabli, aż dotarli do smutnego końca. Czyż teraz nie jest podobnie?
Co bogatsze kraje Zachodu zalała fala emigrantów, wyręczając miejscowych w
zajęciach, którymi bogatym ich obywatelom zajmować się – w ich mniemaniu – nie
godziło. Że przybysze mają inną, całkiem odrębną kulturę i obyczaje, a przy tym
ani śni im się asymilować z miejscowymi, nikomu nie przeszkadzało. Do czasu. Gdy
zorientowano się, iż przybyszy jest już na tyle dużo, że zaczynają domagać się
prawa do własnego, niczym nieskrępowanego – nawet prawem goszczącego ich
państwa – życia, powstał problem. Głoszone dotąd hasła o wolności, demokracji i
niczym nie skrępowanej swobodzie, nie pozwoliły na prawne ukrócenie
obyczajowej, sprzecznej z miejscową, nowej tradycji. Rozpoczęła się więc walka.
Dosłowna – na śmierć i życie, której stawką jest przyszły byt Europy, ze swym
kształtem, historią i kulturą. Zwyciężą ci odważniejsi, bardziej bitni i
zdeterminowani, a kto będzie zwycięzcą, nietrudno już teraz przewidzieć. Jak
rośliny przeniesione z cieplarni nigdy nie wytrzymają konkurencji z tymi
dzikimi, odpornymi na wiatr, słońce czy susze, tak ludzie rozleniwieni dobrobytem
nigdy nie oprą się tym surowym i zahartowanym w bojach. Jest jednak jeszcze
czas (chociaż chyba go już mało) aby wszystko zmienić. I wcale nie chodzi tu o
krwawą rozprawę z przybyszami. Tak jak każdy udający się w gościnę przestrzega
obyczajów goszczącego go domu, tak prawo kraju przyjmującego przybysza powinno
być dla niego „święte”. Chcesz tu żyć, przestrzegaj miejscowego prawa i obyczaju.
Wystarczy to egzekwować. Bez rasowych podtekstów czy narodowościowych
uprzedzeń, ale i bez pseudohumanitarnej nadopiekuńczości i uległości. Może
wówczas i krwi mniej się poleje? Mamy i w Polsce tego typu problemy. Wprawdzie
ostatnio w mediach (pewno na polecenie) o tym cicho, ale problem Cyganów,
musowo i poprawnie od pewnego czasu nazywanych
Romami, wcale nie został rozwiązany i groźnie bulgoce jak podskórna lawa nie do
końca rozbudzonego wulkanu. Jeśli ktoś sądzi, że sprawa Maszkowic lub, wcześniejsza,
Andrychowa została definitywnie rozwiązana, jest w błędzie. Przytłumiono je
jedynie obecnością zwiększonej ilości policyjnych patroli i „zerem tolerancji”.
Tylko, że teraz Romowie nie wychylają nosa spoza swych siedzib, a Polacy
(takiego określenia używają Romowie) za najmniejsze przewinienia płacą słone
mandaty, czyli odwrotnie niż w powiedzeniu: „kowal zawinił, Cygana powiesili”.
Rdzenni mieszkańcy tych (i innych) miejscowości, powoli mają dość tej sytuacji.
Nietrudno przewidzieć, że wkrótce znów o konfliktach z Romami usłyszymy – nic
dobrego, jeśli ktoś jeszcze tego się nie domyśla. Tak więc i my i cała Europa, z mniejszościami etnicznymi, rasowymi i wszelkimi innymi, powinniśmy coś
zrobić – coś mądrego i rozsądnego!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz