Najnowszy film Jerzego Stuhra, ale czy – jak się go
reklamuje – najlepszy od czasów „Seksmisji”?
Osobiście wątpię. „Obywatel” to opowieść o Polsce i Polakach, przedstawioną na
przestrzeni prawie pięćdziesięciu ostatnich lat, przez pryzmat losów niejakiego
Bratka. Opowieść gorzka, ironiczna, momentami śmieszna, a może bardziej
ośmieszająca nasze polskie charaktery i sposób podejścia do ważnych wydarzeń
historycznych. Fajtłapowaty Bratek – grany przez Jerzego i Macieja Stuhrów – osobiście
i na własnej skórze doświadcza historycznych wydarzeń, przyjmując w stosunku do
nich, tak często charakterystyczną dla nas, oportunistyczną postawę.
Zobaczymy
w tym filmie 68 rok z żydowskim problemem i dojście Gierka do władzy, wszechwładną
esbecję i partyjnych sekretarzy, wreszcie konspirację, Solidarność, wybór
kardynała Wojtyły na papieża i okres po transformacji ustrojowej, aż do
współczesności. Z jej brakiem pracy, układami, gnębionymi przez uczniów
nauczycielami i księżowskimi seks aferami. Za dużo, za płytko, zbyt
symbolicznie. Do tego bez zachowania chronologii. Można domyślać się, iż twórca
filmu chciał w prześmiewczy sposób ukazać wszystkie nasze narodowe przywary -
pokazał, lecz w sposób, w którym przeczytano by widzom nagłówki archiwalnych
gazet z ostatniego półwiecza. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że Stuhr ma
rację. Taka Polska była i jest, tacy w większości jesteśmy i my jako naród. Tylko,
aby w pełni zrozumieć ten film, trzeba mieć, choćby podstawową, wiedzę o naszej
najnowszej historii, a z tym u ludzi, tak do trzydziestki, chyba krucho. Z
właściwym zrozumieniem „Obywatela” będą też mieć kłopoty niepolacy. Właściwie
to zupełnie go nie pojmą. Za dużo w nim, zrozumiałych tylko dla naszej nacji,
symboli, metafor, skrótów myślowych i niedopowiedzeń. No ale to w końcu polski,
o Polsce i (chyba) dla nas, polaków, film. Mimo wszystko warto go obejrzeć. Na
koniec ciekawostka. Podczas seansu, na którym i ja byłem, pewna
trzydziestoparoletnia pani, najzwyczajniej na świecie zaczęła w pewnym momencie
rozmawiać przez telefon. Wcale nie półgłosem! Umilkła dopiero po dość ostrej
interwencji współwidzów. „O tempora, o
mores” – chciałoby się za Cyceronem zawołać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz