Że roku szkolnego, to oczywiste. Jednak nie tylko. To
moment, w którym po urlopowo wypoczynkowym okresie znowu trzeba wrócić do pracy
i dotyczy nie tylko uczniów. Trudny to czas powrotu do codziennego kieratu
obowiązków zarówno dla tych co szczęśliwie pracę posiadają jak i dla uczących
się oraz ich rodziców. Trudny także dla polityków, którzy po wakacyjnej
przerwie znowu będą musieli (od czasu do czasu) przesiadywać w sejmowych ławach.
Na początek o politykach.
Jak wszyscy już wiedzą, Donald Tusk, nasz
dotychczasowy premier, został prezydentem Unii Europejskiej. Swą zgodą na
objęcie tej funkcji wykręcił, zarówno swoim sympatykom jak i przeciwnikom,
niezły numer. Politycznych kolegów postawił w kłopotliwej sytuacji konieczności
znalezienia, w miarę „strawnego” dla społeczeństwa, swego następcy. Opozycję
zmusił do zachowania powagi, a nawet głośnego wyrażania zadowolenia z faktu
powierzenia tak ważnej w UE funkcji przedstawicielowi naszego narodu, podczas
gdy z radości, że Tusk odszedł, najchętniej odtańczyliby najdzikszy taniec
zwycięstwa. W tym miejscu chciałbym wszystkim zwrócić uwagę na pewną, czasem mało
zauważaną, cechę polityków, a mianowicie ich prawdomówność. Pamiętacie jak Tusk
zarzekał się, że dokąd będzie premierem, żadne unijne sprawy czy funkcje nie
odciągną go od pracy dla Polski czyli, że nie ucieknie do Brukseli? Wróćmy
jednak do unijnej prezydentury. Pewno tylko politolodzy dokładnie wiedzą na
czym ona polega, przeciętnym zjadaczom chleba wydaje się być czymś znaczącym.
Czy rzeczywiście taka jest? Odpowiedzmy pytaniem: ilu ludzi tak naprawdę wie
kim jest Joachim Gauck? A Angela Merkel? Odpowiadam: Pan Gauck jest prezydentem
Niemiec, Pani Merkel kanclerzem –nie trzeba chyba tłumaczyć, która z tych funkcji
jest bardziej znacząca. Podobnie jest z europejską prezydenturą. Konkretnych
uprawnień mało. Reprezentacja UE na zewnątrz, koordynacja prac, składanie
sprawozdań to –przyznacie – nie nazbyt wiele. Dlatego trochę śmieszy tłumaczenie
naszych mediów, że poprzez wybór Tuska na to stanowisko, Unia pragnie je
wzmocnić i uczynić ważniejszym. Chce to zrobić bez prawnego rozszerzenia
kompetencji, tylko poprzez obsadzenie tego stanowiska przez inną osobę? Faktem
jest, że osobowość człowieka, jego charakter czy np. cechy przywódcze,
determinują styl pełnienia powierzonej mu funkcji oraz podnoszą (lub
obniżają)prestiż stanowiska. Jednak gdy brak uwarunkowań prawnych głową muru, a
już na pewno europejskiego, nikt nie przebije. Bardziej chyba chodzi tu o to,
że europejskim politykom zaczyna brakować pomysłów na rozwiązanie ukraińskiego
problemu, a polak, jako genetyczny rusofob (tak jesteśmy postrzegani!), może
coś – nawet szalonego lecz skutecznego – wymyśli. Inną przyczyną wybrania
Donalda Tuska na unijnego prezydenta może być zmiana unijnej polityki
personalnej. Dotychczas kierownicze stanowiska w UE obsadzano politykami
drugorzędnymi, takimi mało wyrazistymi. O Tusku, bez względu na sympatię czy
antypatię, nie można powiedzieć, że jest nijaki i do podjęcia konkretnych
działań w sprawie Ukrainy, przywódców państw wspólnotowych może nakłonić. Takie
jest moje zdanie i w związku z polskim unijnym prezydentem - obym się mylił -
czeka nas jeszcze niezły cyrk. Zarówno w kraju (zmiany w rządzie, może
wcześniejsze wybory?) jak i Europie. Nie znaczy to wcale, że nie życzę
Donaldowi Tuskowi sukcesów w unijnej polityce, niech jako Polak zapisze się w
niej jak najlepiej. Może w końcu i Polska zacznie być postrzegana, wcale nie
jedynie przez kurtuazję, pozytywnie? Pisałem na wstępie o końcu wakacji,
dlatego nie mogę jeszcze nie wspomnieć o sprawach związanych z nauczaniem i
szkolnictwem. Patrząc niedawno w telewizor, na własne oczy zobaczyłem i przez
własne uszy usłyszałem, że istnieją u nas tzw. szkoły demokratyczne. Po
upewnieniu się, że to nie żart, na moment przestraszyłem się, iż moje zmysły
odmówiły mi posłuszeństwa. No bo proszę sobie wyobrazić, że taka – a jakże,
prywatna -szkoła demokratyczna nie wystawia ocen, uczy tego co sobie sami
uczniowie i ich rodzice życzą, a co najciekawsze – brak w niej podziału na
klasy! Jak więc przekonać się, że demokratyczny uczeń cokolwiek się nauczył?
Otóż co roku poddawany będzie egzaminowi , który ma sprawdzić zasób jego
wiedzy, zgodny z wytyczonym przez właściwe ministerstwo programem, a za jej
posiadanie przez uczniów odpowiadać mają… rodzice! No cóż, za stary już jestem
na przyswajanie sobie wieści o takich szkolnych innowacjach pomyślałem i już
sięgałem po pilota aby telewizor wyłączyć, gdy usłyszałem wypowiedź
przedstawiciela jednego z kuratoriów, który głośno wyraził swoje obawy co do
efektów takiej edukacji – wypisz, wymaluj identyczne z moimi odczuciami. Głęboko
odetchnąłem. Jednak gdy usłyszałem, że prawo takiego czegoś nie zabrania,
telewizor ostatecznie wyłączyłem.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz