Ciekawe rzeczy dzieją się w obecnych czasach i dotyczy to
wszystkich bez wyjątku dziedzin życia. W dodatku tak szybko one następują, że niekiedy
naprawdę trudno – zwłaszcza osobom w powiedzmy średnim wieku – w tym wszystkim
się połapać. Przykłady? Proszę bardzo. Na początek coś lżejszego: otóż
dowiedziałem się niedawno (oczywiście z Internetu), że koniecznie trzeba sypiać
nago! Spanie w taki sposób dobrze wpływa na biologiczne, erotyczne i
psychologiczne funkcjonowanie ludzkich organizmów.
Podano przy tym siedem
najważniejszych pozytywów, a wśród nich także ten, że spanie nago pozwala,
cyt.: „ładnie się starzeć”. Pomyślałem, szkoda kurczę, że nie wiedziałem o tym parę
lat wcześniej. Z pewnością nic nie ubierałbym kładąc się do snu, tylko czym by
się objawiałoby to ładne starzenie? Czy w chwilach łupnięcia w krzyżu albo
rwania w kościach, zamiast krzywić twarz z bólu uśmiechałbym się? Nie pojmuję.
Idźmy dalej. Mój dobry znajomy zaczął miewać zawroty głowy. Zdarza się to wielu
osobom i na pewno jest objawem jakiegoś schorzenia. Udał się więc biedaczyna do powiatowej
lecznicy, wykorzystując rzecz jasna różne towarzysko rodzinne znajomości , aby pięć
lat nie czekać na badanie i tam stosownej diagnostyki swego organizmu dokonał. Werdykt:
pilna i szybka konieczność przetkania niektórych żył. Zdobył potrzebne
skierowanie i udał się do szpitala wyższego szczebla. Tam po kolejnym
gruntownym przebadaniu usłyszał, że… żadne przetykanie nie jest potrzebne bo
żyły niczym zatkane nie są. No i bądź tu mądry, który werdykt jest tym
właściwym. I znowu nie pojmuję jak to możliwe, że lekarze – w jednym chorobowym
przypadku – stawiają dwie przeciwstawne diagnozy. Może ekran diagnostycznego
aparatu był czymś zabrudzony i zafałszował obraz? A znajomy szuka dalej
przyczyn swojego niedomagania. Boję się aby to poszukiwanie nie trwało aż jego do
naturalnego zejścia. Życzę mu oczywiście wielu jeszcze lat życia, ale jest
bardzo możliwe w naszej rzeczywistości, że będzie musiał je przeżyć z okresowo powracającymi
zawrotami głowy. Teraz z kolei o trudnościach w zrozumieniu naszej polskiej
rzeczywistości przez kogoś innego, chociaż ja także tego nie rozumiem. Otóż
zdarzyło się, że z dalekiej Australii, po latach nieobecności, przyleciał do
ojczystego kraju pewien polonus. Rodzina przyjęła go oczywiście z otwartymi
ramionami, zapewniając zakwaterowanie, wikt i opierunek. Wszyscy byli szczęśliwi
aż do czasu gdy sielanka ulotniła się jak kamfora po tym jak przybysz, po kilku
dniach oglądania naszej telewizji, nie zapytał dlaczego na różnych kanałach w
różny – często ze sobą sprzeczny – sposób przedstawia się te same wydarzenia. I
wcale nie chodziło mu o jakieś superważne newsy, a wiadomości z naszego krajowego
podwórka. Nie zazdroszczę rodzinie sytuacji w jakiej nagle się znaleźli, no bo
jak takiemu człowiekowi, przyzwyczajonemu do jasnych i klarownych zasad uprawiania
polityki wyjaśnić, że u nas jest całkiem inaczej, a zasad nikt żadnych nie
przestrzega, bo po prostu w naszej polityce ich nie ma. Już na koniec, o
jeszcze jednej niepojętej dla mnie sprawie. Maj to miesiąc pierwszych komunii,
a na nich całe rzesze bliższej i dalszej rodziny, w tym także młode dziewczyny.
Piękne swą naturalną młodością i… często oszpecone bardzo ostrym makijażem. Ja
rozumiem delikatne podkreślanie urody, pojmuję nawet trochę dziwaczną dla mnie modę,
ale gruba warstwa kosmetyków na naprawdę ładnych buziach, czyni je maskami,
pozbawiając indywidualności i młodzieńczego piękna. Tego też nie potrafię
zrozumieć. Kończę, bo zaczynam chyba marudzić. Chociaż takich niepojętych dla mnie
spraw (i dla wielu innych osób) można by jeszcze dłuuugo wymieniać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz