Wiem, że to bardzo delikatne określenie na temperatury jakie
ostatnio dane jest nam odczuwać, ale jakoś przyjemniej ono brzmi niż skwar,
gorąco czy upał. A rzeczywiście grzeje. Powyżej 30-ci kresek w cieniu to nie
żarty, a ponad 50 na otwartej, nieosłoniętej przestrzeni, to już najprawdziwsze
zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia. I to nie tylko dla ludzi, zwierząt i
roślin także. No ale jest jak jest i według prognoz, przez najbliższy tydzień,
niewiele się pod tym względem zmieni.
Trzeba jakoś przeżyć ten gorący okres,
chociaż jedni są w lepszej sytuacji (np. panie z możliwością ubierania
zwiewnych i skąpych sukienek), inni w gorszej. Szukania sposobów na przetrwanie
upałów zacząłem od internetu i stwierdziłem, że wysokie temperatury
najwyraźniej źle wpływają także i na niego. No bo jakże myśleć inaczej gdy na
jednym portalu zalecają aby w upalne dni pić jak najwięcej płynów, a na innym
ostrzegają przed niebezpieczeństwem… nadmiernego spożywania wszelkich cieczy, w
tym także przegotowanej i wystudzonej wody! Na jeszcze innym radzą, aby w upały
spożywać potrawy lekkie, łatwostrawne i pożywne, na kolejnym przestrzegają, aby
broń Boże nie brać do ust ziemniaków z jajkiem sadzonym, bo będziemy mieć do
czynienia z niebezpiecznymi szczawianami. Ludzie, przecież od wieków, gdy za
oknem spiekota, nic tak nie smakuje jak delikatnie omaszczone i posypane
koperkiem ziemniaki z jajkiem sadzonym i kwaśnym mlekiem. Doszedłszy więc do
wniosku, że gorąco popsuło coś w internecie (albo w internetowych redaktorach),
postanowiłem - tak do 25 stopni Celsjusza
– nie zaglądać do niego, a rad na przetrwanie gorącego okresu poszukać w
przeszłości i u zwykłych ludzi. Wszak dawniej w lecie też mocno grzało i
ludziska musieli sobie z tym radzić nie mając lodówek czy klimatyzacji, a na
wsiach w dodatku żniwując. Najważniejszy, w takich jak obecna sytuacjach, jest
zdrowy rozsądek i to jego powinniśmy głównie się radzić. Także, a może przede
wszystkim, nad wodą. Wszyscy wiemy ile tego lata było już utonięć – również i w
naszej okolicy. Nad każdym wodnym akwenem i w każdej sytuacji wskazana jest
rozwaga i ostrożność. Brawura, lekkomyślność i alkohol to prawie pewna
tragedia. Prawie tragedią też jest – przynajmniej dla niektórych – wprowadzony w
związku z upałami i suszą zakaz wszelkiego podlewania, zraszania trawników oraz
napełniania z sieci wodociągowej przydomowych basenów i baseników. Zaraz za
zakazem rozeszła się hiobowa wręcz wieść, że ujęcia wody wysychają. To nie tak.
Dopóki Dunajec całkowicie nie przestanie płynąć – co raczej jest mało
prawdopodobne acz nie niemożliwe – dotąd nasze ujęcia nie wyschną. Problem leży
w czym innym. „Normalne”, dobowe zużycie wody wynosi u nas około 900 m3,
obecnie podczas upałów wzrosło do 1600 m3, więc najzwyczajniej w
świecie, wodociągowe rury nie są w stanie przepchnąć zgodnej z zapotrzebowaniem
ilości wody pitnej. Ktoś wcześniej po prostu nie przewidział, że taka sytuacja
może zaistnieć. Wszystko to wiąże się z jeszcze jednym niebezpieczeństwem.
Wysokie temperatury i brak opadów powodują, że pojawiła się susza. Pomijając
już (ważny!) fakt, że znacznie obniży ona plony, to w dodatku sprzyja pożarom.
Zdarzały się już tego lata pożary ściernisk, zajmowały się ogniem nieskoszone
łany zbóż, najgroźniejszy jednak w tym wszystkim jest las. Wysuszony i baaardzo
łatwopalny! Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że w wysuszonej ściółce nie
rosną grzyby i do lasu nie idzie, pokaźna zazwyczaj, rzesza grzybiarzy. Nie
bardzo bowiem jestem w stanie (i nie chcę) sobie wyobrazić sytuacji gdy w
obecnych warunkach zaczął by się palić las. Wróćmy jednak do realiów i
nałożywszy na głowę ochronną czapeczkę – wszak mózg jest jednak najważniejszy i
w pierwszej kolejności trzeba go chronić – poszukajmy (kto oczywiście
może) zacienionego i z przewiewem miejsca, aby oddać się wakacyjnemu relaksowi.
Bo jak znam życie, gdy tylko się ochłodzi i nadejdą słotne dni (a jesień właściwie już za
pasem!), znowu zaczniemy narzekać na
pogodę – taka już nasza Polaków natura.
Najlepszym, sprawdzonym od dawien dawna sposobem na upały jest picie kawy zbożowej, którą możemy nabyć w sklepach pod nazwą kawa "KUJAWIANKA". Gasi pragnienie, a co najważniejsze że jest bardzo smaczna, a nie te sztucznie słodzone oranżady.
OdpowiedzUsuń