Wszyscy już chyba słyszeli o rodzinnej tragedii w podsądeckiej wsi Zabrzeż,
gdzie 50-cio latek prawdopodobnie zamordował żonę i syna, ciężko ranił
drugiego, a trzeci tylko przez przypadek uniknął śmierci, bo wcześnie rano
opuścił dom, udając się do pracy. Sprawca, po dokonaniu tego strasznego czynu,
powiesił się. Piszę prawdopodobnie bo śledczy biorą też pod uwagę całkiem inny
scenariusz zdarzenia. Jak naprawdę było, zapewne wykaże szczegółowe
dochodzenie. Media jednak podały, że była to normalna rodzina, gdzie nie było
interwencji policji, ani jakichkolwiek innych nadzwyczajnych wydarzeń.
Normalna. (?!) Za wyjątkiem tego, że mężczyzna - mąż i ojciec - pił i to tęgo!
Wiem to na pewno, mimo iż w telewizyjnych informacjach
podawano, że był to spokojny mężczyzna. Tylko, że w ten sposób wypowiadali się
o nim sąsiedzi i znajomi, którzy razem z nim zaglądali do kieliszka. Alkoholik
to chory człowiek ale chore jest także nasze prawo. Osobiście znam następujący
przypadek: do człowieka w delirium, który biegał wokół swojego domu z siekierą sąsiedzi
wzywają policję. Ta odmawia interwencji ponieważ ten człowiek nie zrobił nic
złego ani sobie, ani nikomu innemu. Jeszcze nie zrobił! Pogotowie ratunkowe
także odmawia zabrania go do stosownej lecznicy ponieważ - uwaga! - on sam
nie wyraża na to zgody. Inne, też autentyczne, zdarzenie: będący w
alkoholowym delirium człowiek udał się na jeden z komisariatów policji aby
zgłosić, że permanentnie jest podsłuchiwany, pozakładano mu „pluskwy” i w ogóle
jest nękany przez niezidentyfikowane osoby. Został, z kpiącym uśmiechem
odesłany do domu. Czy to jest normalne? Naprawdę potrzeba tragedii jak ta w
Zabrzeży aby zacząć myśleć i chronić przed nieszczęściem otoczenie, rodziny i
przypadkowe osoby przed takimi ludźmi? Nie tak dawno temu, u nas w Polsce,
alkoholik - także siekierą - zabił małą dziewczynkę bo zobaczył w niej diabła. Czy
nasi prawodawcy kiedykolwiek się ockną i zezwolą na interweniowanie przed, a
nie po tragedii? Czy powołane do zwalczania patologii instytucje zaczną
wreszcie widzieć problem i autentycznie mu przeciwdziałać? Takich przypadków
delirium jest przecież znacznie więcej. Terroryzowane psychicznie i fizycznie
rodziny ich nie zgłaszają bo najzwyczajniej się boją, że to nie tylko nic nie
da, a wręcz przeciwnie, narazi je na odwet ze strony rodzinnego pijaka. Dokąd nie zmienią
się uwarunkowania prawne w stosunku do chorych od alkoholu ludzi, nic
najpewniej nie zmieni się na lepsze. Czy ci co stanowią prawo i nie zauważają
tego ogromnego społecznego problemu także znajdują się już w swoistym delirium?
Na razie wszystko na to wskazuje.
P.S. Już po napisaniu powyższego, przydarzyła mi się następująca historia:
do pewnego, będącego właśnie w alkoholowym delirium, człowieka wezwano karetkę
pogotowia. Owszem, przyjechała. Tylko, że po (takim bardziej wizualnym)
zbadaniu delikwenta i zaaplikowaniu mu zastrzyku, pani doktor stwierdziła, iż
nie zabiorą go ze sobą do karetki bo za godzinę kończą zmianę, a tak w ogóle to
teraz są inne procedury. Ona wypisze skierowanie i można go zawieźć do szpitala
prywatnym samochodem lub zadzwonić po pogotowie jeszcze raz, lecz po zmianie
obsady dyżuru. Jako, że ludzie w tym stanie są nieprzewidywalni i przy tym
nieobliczalni, zgodziłem się transportować człowieka do szpitala. Jakoś udało
mi się dojechać do lecznicy noszącej imię doktora Babińskiego w Krakowie, a tam…
solidnie mnie zbesztano za wiezienie człowieka w delirium samochodem prywatnym.
Mógł przecież w trakcie jazdy wyskoczyć, mógł rzucić się na kierowcę, mógł
wreszcie zasłabnąć lub stracić przytomność – tłumaczono. I wówczas ja
odpowiadałbym za wszystko. Bądź więc tu mądry człowieku i wybieraj w chwili
potrzeby – pomóc czy najzwyczajniej się nie narażać? Jednak dzięki temu
zdarzeniu, wiem teraz na pewno jedno – także nasza służba zdrowia znajduje się
w stanie delirium!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz