środa, 14 stycznia 2015

Koniec mlecznych barów?



Wszystko na to wskazuje, bowiem ministerstwo od finansów wydało przepis zakazujący dotowania posiłków z wszelkimi przyprawami - oprócz soli. Jako, że nie wszyscy (szczególnie młode pokolenie) wiedzą na czym polega specyfika sieci „mlecznych” jadłodajni, kilka słów o tych barach. Sporo ludzi pamięta jeszcze charakterystyczne w nich zawołania: „ruskie raaaz!” czy: „dwa razy leniwe!” oraz specyficzną, nie zawsze miłą woń tych przybytków. Charakterystyczne w nich były też ceny posiłków – niskie ceny.
Na przestrzeni lat zmienił się (na lepsze) wystrój mlecznych barów, w większości zniknęły brzydkie zapachy, pozostały – na szczęście – niskie ceny serwowanych w nich posiłków. Na szczęście, gdyż głównymi ich klientami byli i są nadal, emeryci, renciści oraz ludzie gorzej finansowo uposażeni. A nikt chyba nie wątpi, że w Polsce spora to grupa. Ich po prostu nie stać na odwiedzanie „normalnych” restauracji, a każdy, nawet najbiedniejszy człowiek, od czasu do czasu gotowany posiłek w postaci obiadu powinien zjeść. Niestety, gdy ministerialny przepis wejdzie w życie, wiele ludzi pozbawionych zostanie takiej możliwości. Z prostej przyczyny. Brak dotacji spowoduje wzrost cen, które staną się nie do przełknięcia dla niemałej części naszego społeczeństwa. Pewno nie tylko ja jestem ciekaw co za „geniusz” wymyślił gotowanie bez przypraw. Najwyraźniej ten ktoś nie tylko sam w życiu nie gotował, ale też nigdy na swe oczy nie widział kuchni od środka i nie obserwował procesu przygotowywania w niej posiłków. Podejrzewam, że to ktoś kto na śniadanie zjada jakieś - zalane mlekopodobną cieczą - płatki, lunch szybko połyka w Mc Donaldzie, a kolacji nie jada wcale. Zapomniał jednak biedak, iż każda (bez wyjątku!) potrawa z mac-barów, bez sporej ilości przypraw, byłaby po prostu nie do zjedzenia. Mądrych mamy decydentów, nieprawdaż? Jedyną nadzieją na ocalenie barów mlecznych jest nagłośnienie – co właśnie się dzieje - sprawy w mediach. Może to ostudzi, nazbyt rozgrzane różnymi burgerami, głowy decydentów? Chociaż wątpię. Głośno ostatnio zrobiło się o przepisie, który nakazuje zatrudnianie na basenach, których niecki mają długość od 25 metrów w górę, dwóch ratowników. Polak potrafi i sprytni zarządcy basenów, aby zaoszczędzić na pensjach ratowników, skracają za pomocą różnych zastawek i paneli ich długość i… zgodnie z prawem zatrudniają jednego ratownika. Nic to np., że dokumentacja basenu mówi o 25 metrowej jego długości, dla urzędników jest cacy, bo panel czy zastawka skróciły go o 2 centymetry! Fajne mamy w Polsce prawo i naprawdę mądrych (inaczej) prawodawców!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz