niedziela, 31 sierpnia 2014

Koniec wakacji, początek…



Że roku szkolnego, to oczywiste. Jednak nie tylko. To moment, w którym po urlopowo wypoczynkowym okresie znowu trzeba wrócić do pracy i dotyczy nie tylko uczniów. Trudny to czas powrotu do codziennego kieratu obowiązków zarówno dla tych co szczęśliwie pracę posiadają jak i dla uczących się oraz ich rodziców. Trudny także dla polityków, którzy po wakacyjnej przerwie znowu będą musieli (od czasu do czasu) przesiadywać w sejmowych ławach. Na początek o politykach.
Jak wszyscy już wiedzą, Donald Tusk, nasz dotychczasowy premier, został prezydentem Unii Europejskiej. Swą zgodą na objęcie tej funkcji wykręcił, zarówno swoim sympatykom jak i przeciwnikom, niezły numer. Politycznych kolegów postawił w kłopotliwej sytuacji konieczności znalezienia, w miarę „strawnego” dla społeczeństwa, swego następcy. Opozycję zmusił do zachowania powagi, a nawet głośnego wyrażania zadowolenia z faktu powierzenia tak ważnej w UE funkcji przedstawicielowi naszego narodu, podczas gdy z radości, że Tusk odszedł, najchętniej odtańczyliby najdzikszy taniec zwycięstwa. W tym miejscu chciałbym wszystkim zwrócić uwagę na pewną, czasem mało zauważaną, cechę polityków, a mianowicie ich prawdomówność. Pamiętacie jak Tusk zarzekał się, że dokąd będzie premierem, żadne unijne sprawy czy funkcje nie odciągną go od pracy dla Polski czyli, że nie ucieknie do Brukseli? Wróćmy jednak do unijnej prezydentury. Pewno tylko politolodzy dokładnie wiedzą na czym ona polega, przeciętnym zjadaczom chleba wydaje się być czymś znaczącym. Czy rzeczywiście taka jest? Odpowiedzmy pytaniem: ilu ludzi tak naprawdę wie kim jest Joachim Gauck? A Angela Merkel? Odpowiadam: Pan Gauck jest prezydentem Niemiec, Pani Merkel kanclerzem –nie trzeba chyba tłumaczyć, która z tych funkcji jest bardziej znacząca. Podobnie jest z europejską prezydenturą. Konkretnych uprawnień mało. Reprezentacja UE na zewnątrz, koordynacja prac, składanie sprawozdań to –przyznacie – nie nazbyt wiele. Dlatego trochę śmieszy tłumaczenie naszych mediów, że poprzez wybór Tuska na to stanowisko, Unia pragnie je wzmocnić i uczynić ważniejszym. Chce to zrobić bez prawnego rozszerzenia kompetencji, tylko poprzez obsadzenie tego stanowiska przez inną osobę? Faktem jest, że osobowość człowieka, jego charakter czy np. cechy przywódcze, determinują styl pełnienia powierzonej mu funkcji oraz podnoszą (lub obniżają)prestiż stanowiska. Jednak gdy brak uwarunkowań prawnych głową muru, a już na pewno europejskiego, nikt nie przebije. Bardziej chyba chodzi tu o to, że europejskim politykom zaczyna brakować pomysłów na rozwiązanie ukraińskiego problemu, a polak, jako genetyczny rusofob (tak jesteśmy postrzegani!), może coś – nawet szalonego lecz skutecznego – wymyśli. Inną przyczyną wybrania Donalda Tuska na unijnego prezydenta może być zmiana unijnej polityki personalnej. Dotychczas kierownicze stanowiska w UE obsadzano politykami drugorzędnymi, takimi mało wyrazistymi. O Tusku, bez względu na sympatię czy antypatię, nie można powiedzieć, że jest nijaki i do podjęcia konkretnych działań w sprawie Ukrainy, przywódców państw wspólnotowych może nakłonić. Takie jest moje zdanie i w związku z polskim unijnym prezydentem - obym się mylił - czeka nas jeszcze niezły cyrk. Zarówno w kraju (zmiany w rządzie, może wcześniejsze wybory?) jak i Europie. Nie znaczy to wcale, że nie życzę Donaldowi Tuskowi sukcesów w unijnej polityce, niech jako Polak zapisze się w niej jak najlepiej. Może w końcu i Polska zacznie być postrzegana, wcale nie jedynie przez kurtuazję, pozytywnie? Pisałem na wstępie o końcu wakacji, dlatego nie mogę jeszcze nie wspomnieć o sprawach związanych z nauczaniem i szkolnictwem. Patrząc niedawno w telewizor, na własne oczy zobaczyłem i przez własne uszy usłyszałem, że istnieją u nas tzw. szkoły demokratyczne. Po upewnieniu się, że to nie żart, na moment przestraszyłem się, iż moje zmysły odmówiły mi posłuszeństwa. No bo proszę sobie wyobrazić, że taka – a jakże, prywatna -szkoła demokratyczna nie wystawia ocen, uczy tego co sobie sami uczniowie i ich rodzice życzą, a co najciekawsze – brak w niej podziału na klasy! Jak więc przekonać się, że demokratyczny uczeń cokolwiek się nauczył? Otóż co roku poddawany będzie egzaminowi , który ma sprawdzić zasób jego wiedzy, zgodny z wytyczonym przez właściwe ministerstwo programem, a za jej posiadanie przez uczniów odpowiadać mają… rodzice! No cóż, za stary już jestem na przyswajanie sobie wieści o takich szkolnych innowacjach pomyślałem i już sięgałem po pilota aby telewizor wyłączyć, gdy usłyszałem wypowiedź przedstawiciela jednego z kuratoriów, który głośno wyraził swoje obawy co do efektów takiej edukacji – wypisz, wymaluj identyczne z moimi odczuciami. Głęboko odetchnąłem. Jednak gdy usłyszałem, że prawo takiego czegoś nie zabrania, telewizor ostatecznie wyłączyłem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz