piątek, 24 sierpnia 2018

Nadgorliwość?

Zgodnie z prawem, każdy z nas ma obowiązek udzielenia poszkodowanym pomocy. Obojętnie czy to w wypadku drogowym, czy w innych zdarzeniach. Każdy ma też obowiązek reagowania w przypadku zaistniałego niebezpieczeństwa. Taki zapis w naszym prawie wprowadzono prawdopodobnie ze względu na dość zaawansowaną społeczną znieczulicę, z powodu której zbyt często zdarzały się momenty obojętnego przechodzenia czy przejeżdżania obok ludzi poszkodowanych lub potrzebujących pomocy. Słuszny to nakaz i większość społeczeństwa już go sobie przyswoiła. Zdarzają się jednak przypadki – i to dość częste – kiedy to służby ratownicze „stawiane są na baczność” z bardzo błahego powodu lub nawet bez niego.
Nie wspominam tu o głupich żartach, które niestety także się zdarzają. Mam na myśli pewną nadgorliwość zgłaszających służbom ratowniczym zdarzenia, których nawet pobieżnie nie sprawdzono. Może ktoś czyni to w dobrej wierze, jednak dzisiejsze wydarzenie doskonale obrazuje efekty takich zgłoszeń. Właśnie dzisiejszego poranka dało się słyszeć przejmujący dźwięk sygnału uprzywilejowanego pojazdu, a za chwilę drugiego. To policyjny radiowóz, a zanim karetka pogotowia ratunkowego, przemknęły w kierunku na Brzesko. Coś złego musiało się wydarzyć, pomyśleli ludzie. Po pewnym czasie wyjaśniło się do czego zaangażowano policję i pogotowie. Otóż ktoś kierujący ciężarówką powiadomił służby ratunkowe, że na położonym przy krajowej 75-ce ściernisku leży nieruchomo jakaś postać. Powiadomił i… pojechał dalej, a wspomniane wyżej służby popędziły na wskazane miejsce. Mogło to być przecież zasłabnięcie, mogła to być też np. ofiara potrącenia. Już na miejscu okazało się, że jest to… przewrócony, dość realistycznie wykonany strach na wróble. No cóż, lepiej dmuchać na zimne, ale gdyby ten zgłaszający kierowca na chwilkę się zatrzymał i sprawdził co faktycznie widzi, to całej tej akcji najzwyczajniej by nie było. A teraz inny przykład, tym razem ze strażą pożarną w roli głównej. W minionym tygodniu, dwukrotnie wyjeżdżała ona do zgłoszonego dużego zadymienia w rejonie Dunajca lub tuż zanim. Najpewniej coś się pali, być może jakieś zabudowania bo dym duży i gęsty – twierdził zgłaszający. Strażacy pojechali i… dwukrotnie znaleźli dopalające się ziemniaczane łęty. Ludzie, rozpoczął się przecież czas kopania ziemniaków. Fakt, że wcześniej niż zwykle, ale od wieków już chyba, podczas wykopków palone są tzw. badyle, które zwykle niedosuszone, dają taki właśnie gęsty i w dużych ilościach dym. Ale litości, to jest zupełnie inny dym niż przy „prawdziwym” pożarze. Ja wiem, że w dzisiejszych czasach nawet palenie opadłych liści jest niedozwolone, ale czy naprawdę aż tak bardzo ono przeszkadza? Tak bardzo zrobiliśmy się już „miastowi”? W czasie gdy jeszcze zbyt często przymykamy oko na spalanie w piecach wszelkich odpadów, nie zawracajmy głowy strażakom ogniskami na polach, one naprawdę nie są aż tak szkodliwe dla naszego zdrowia jak np. dym z wszelkiej mści plastików. Skoro jednak już musimy, to najpierw upewnijmy się co tak naprawdę się pali, a następnie poinformujmy o tym straż miejską (której na szczęście lub nieszczęście nie mamy) lub policję. Oni, gdy zajdzie taka potrzeba, na pewno powiadomią straż pożarną. Dawno już ktoś stwierdził, że: „nadgorliwość jest gorsza od sabotażu” i ciągle powiedzenie to jest aktualne, o czym najdosadniej świadczą powyższe przypadki.

1 komentarz :

  1. Nadgorliwość albo też zwykłe lenistwo i wygodnictwo. Łatwiej zadzwonić na numer alarmowy niż samemu sprawdzić co się dzieje.

    OdpowiedzUsuń