czwartek, 5 marca 2015

„Disco Polo”



Jakieś licho mnie chyba podkusiło, żeby znowu wybrać się na polski film (nie tak dawno obejrzałem „Polskie gówno), tym razem reżyser Maciej Bochniak – twórca tego czegoś, bo dla mnie to ani komedia, ani paradokument, takie nie wiadomo co - usiłuje przedstawić fenomen muzycznego nurtu disco polo.
Nurt ten, wyśmiewany, krytykowany i potępiany, ma się przecież całkiem dobrze, a że oprawa jego jakaś taka kiczowata? Sporej grupie się podoba! Taki jest i film „Disco Polo”, części widzów się podoba, część wiesza na nim psy, a część zupełnie nie wie o co w fabule chodzi. To historia dwóch młodych facetów (aktorzy: Dawid Ogrodnik i Piotr Głowacki), którym marzy się kariera w iście amerykańskim stylu – stąd chyba w filmie tak dużo amerykańskich odniesień – zaczynają więc ostro działać aby zdobyć serca fanów tej muzyki. Zakładają zespół i, trochę talentem, trochę podstępem, wdzierają się na discopolowe salony. Słowem prosta fabuła, mocno udziwniona scenografia, nieprawdopodobne zdarzenia i postacie(np. Jerzy Urban), piosenki disco polo – to cały film. Popularność zdobył chyba tylko dzięki sentymentowi widzów do niedzielnych, telewizyjnych discopolowych poranków (były takie w latach dziewięćdziesiątych!) no i niegasnącej popularności tego rodzaju muzyki. A o tym, że widzowie nie bardzo wiedzieli o co tak naprawdę w filmie „biega”, świadczyły wyraźnie „pytające” miny wychodzących z seansu. Jednak jeśli podejdzie się do niego w kategoriach rozrywki, a w dodatku lubi się discopolową muzykę, może być zupełnie strawny. Ja jednak po obejrzeniu „Disco Polo” postanowiłem odpocząć przez chwilę od polskich filmów. Boję się, że po obejrzeniu kolejnego, zacznę cierpieć na bezsenność albo mieć różowo pijacko muzyczne koszmary.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz