niedziela, 23 listopada 2014

„Obywatel”



Najnowszy film Jerzego Stuhra, ale czy – jak się go reklamuje – najlepszy od czasów „Seksmisji”? Osobiście wątpię. „Obywatel” to opowieść o Polsce i Polakach, przedstawioną na przestrzeni prawie pięćdziesięciu ostatnich lat, przez pryzmat losów niejakiego Bratka. Opowieść gorzka, ironiczna, momentami śmieszna, a może bardziej ośmieszająca nasze polskie charaktery i sposób podejścia do ważnych wydarzeń historycznych. Fajtłapowaty Bratek – grany przez Jerzego i Macieja Stuhrów – osobiście i na własnej skórze doświadcza historycznych wydarzeń, przyjmując w stosunku do nich, tak często charakterystyczną dla nas, oportunistyczną postawę.
Zobaczymy w tym filmie 68 rok z żydowskim problemem i dojście Gierka do władzy, wszechwładną esbecję i partyjnych sekretarzy, wreszcie konspirację, Solidarność, wybór kardynała Wojtyły na papieża i okres po transformacji ustrojowej, aż do współczesności. Z jej brakiem pracy, układami, gnębionymi przez uczniów nauczycielami i księżowskimi seks aferami. Za dużo, za płytko, zbyt symbolicznie. Do tego bez zachowania chronologii. Można domyślać się, iż twórca filmu chciał w prześmiewczy sposób ukazać wszystkie nasze narodowe przywary - pokazał, lecz w sposób, w którym przeczytano by widzom nagłówki archiwalnych gazet z ostatniego półwiecza. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że Stuhr ma rację. Taka Polska była i jest, tacy w większości jesteśmy i my jako naród. Tylko, aby w pełni zrozumieć ten film, trzeba mieć, choćby podstawową, wiedzę o naszej najnowszej historii, a z tym u ludzi, tak do trzydziestki, chyba krucho. Z właściwym zrozumieniem „Obywatela” będą też mieć kłopoty niepolacy. Właściwie to zupełnie go nie pojmą. Za dużo w nim, zrozumiałych tylko dla naszej nacji, symboli, metafor, skrótów myślowych i niedopowiedzeń. No ale to w końcu polski, o Polsce i (chyba) dla nas, polaków, film. Mimo wszystko warto go obejrzeć. Na koniec ciekawostka. Podczas seansu, na którym i ja byłem, pewna trzydziestoparoletnia pani, najzwyczajniej na świecie zaczęła w pewnym momencie rozmawiać przez telefon. Wcale nie półgłosem! Umilkła dopiero po dość ostrej interwencji współwidzów. „O tempora, o mores” – chciałoby się za Cyceronem zawołać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz