czwartek, 18 września 2014

Kontrole, kontrole, kontrole…



O tym, że żyjemy w czasach wszechobecnej biurokracji, wszyscy już chyba zdają sobie sprawę. O tym, że jej nieodłącznym elementem są kontrole, też już raczej wiemy. Mimo wszystko chciałbym co nie co o tychże kontrolach głośno powiedzieć. Najkrócej i najbardziej dosadnie będzie brzmiało to tak: biurokracja to rak toczący gospodarczą tkankę każdego kraju, a kontrole to jego macki, sięgające wciąż dalej i głębiej.
Dla jasności: nic nie mam do ludzi przeprowadzających audyt (to nowoczesna nazwa kontroli). Robią to bo muszą, bo takie mają wytyczne, bo takie są przepisy. Sęk w tym, że prawo w tej materii jest bzdurne, niespójne, czasem wręcz nielogiczne, często więc i jego interpretacja jest taka sama.  Zanim podam przykłady, powiem tylko, że w firmie, w której pracuję, w ciągu trzech miesięcy, różne instytucje przeprowadziły cztery kontrole. Ktoś niezorientowany może powiedzieć: no i cóż w tym wielkiego. A jednak. Taka kontrola trwa cały dzień, bywa też, że dwa i praktycznie paraliżuje w trakcie jej trwania działalność zakładu. Jeśli kontrolujący przyjeżdżają raz na miesiąc lub częściej, to kontrolowana firma najzwyczajniej ponosi straty. Przejdźmy jednak do konkretów. Każda z instytucji kontrolnych ma swój plan kontroli, który skrupulatnie realizuje. Oprócz tego są też tzw. kontrole doraźne, przeprowadzane wskutek różnych skarg, interwencji itp.  Otóż w maju, w mojej firmie, przeprowadzona została poważna kontrola jednego z działów. Kontrolujący jednoznacznie dał do zrozumienia, iż jej przyczyną była skarga. Wynik – oprócz niewielkich uwag – pozytywny, donos się nie potwierdził. W czerwcu, a więc za miesiąc, ta sama instytucja przyjeżdża kontrolować ten sam dział naszej firmy. Pięciu kontrolujących przeprowadza audyt przez dwa dni! Tym razem pokazują sformułowane na piśmie konkretne zarzuty, które bardzo skrupulatnie sprawdzają. Drugi już raz wynik kontroli jest pozytywny – zarzuty się nie potwierdziły. Na skierowaną do kontrolujących prośbę o wyjaśnienie sensu ponownego sprawdzania czegoś co już raz okazało się czyimś wymysłem – wzruszenie ramion. Na pytanie czy osoby podpisane pod skargą poniosą jakieś konsekwencje za niepotrzebne zaangażowanie w wyimaginowaną sprawę wielu osób, narażenie przynajmniej dwóch instytucji (kontrolującej i kontrolowanej) na koszty i rzucanie bezpodstawnych oskarżeń, pada odpowiedź: żadne. Ręce opadają! Przykład następny. Kolejna kontrola ale inna instytucja kontrolna. Pani życzy sobie dokumentacji zawierającej składy chemiczne olejów silnikowych, paliw i smarów. Nic to, że zakład nie jest petrochemią, a jego pracownicy wykonują zawody dalekie od związanych z chemią. Produkty te, sklasyfikowane są wprawdzie jako nieszkodliwe – tłumaczy kontrolująca – lecz zawierają pojedyncze składniki, które mogą np. powodować alergie i pracownicy mający z nimi styczność muszą o tym wiedzieć. Na nieśmiałą uwagę, że przecież od małego każdy przecież już wie, iż towotem chleba raczej się nie smaruje, a olej silnikowy nie służy do wcierania w ciało, groźne spojrzenie i lawina cytatów z ustaw, rozporządzeń i innych przepisów nakazujących posiadanie takich papierów. Zwykle w takich przypadkach osoba, w której obecności przeprowadza się kontrolę, spuszcza nos na kwintę, pokornie potakuje i solennie obiecuje poprawę w przypadku najmniejszych nawet uchybień. Bo trzeba tu jeszcze wyjaśnić, że każda z instytucji kontrolnych posiada uprawnienia do nakładania mandatów, kierowania przeciwko winnym wniosków do sądu, nakładania na firmy kar pieniężnych. Chyba nie trzeba już dodawać, iż z uprawnień tych chętnie i często korzysta! Podejrzewam nawet, że wśród kontrolujących prowadzona jest nawet swego rodzaju rywalizacja w ilości nałożonych kar, ale to jest już – zaznaczam - moja osobista opinia. Nie będę wymieniał innych kontroli – szkoda na to czasu i miejsca. Kto jednak ciekawy i odporny psychicznie niech poszuka w Internecie danych o ilości instytucji uprawnionych u nas do czynności kontrolnych. Proszę przy tym pamiętać, że w wyszukiwarce znajdziecie tylko ogólnopolskie instytucje, do nich trzeba doliczyć lokalne, branżowe i sam Bóg wie jeszcze jakie. W taki oto sposób Państwo jest przyjazne przedsiębiorczości! Chyba zgodzicie się ze mną gdy powiem, że jest „przyjazne inaczej” bo… „taki mamy już klimat” – specyficzny, wyjątkowy polski klimat. A podobno rządzący ciągle walczą z bezrobociem lub o wzrost PKB – „bardzo skutecznymi” metodami jak widać!

2 komentarze :